Grona gniewu John Steinbeck 8,3
O Johnie Steinbecku i jego "Gronach Gniewu" słyszałem już od bardzo długiego czasu i w zasadzie w samych superlatywach. Zwlekałem jednak z ich lekturą, bojąc się, że mój zbyt młody wiek nie ogarnie poziomu lektury, po którą sięgnę. No i dobrze, bo odnoszę wrażenie, że przeczytałem "Grona Gniewu" właśnie wtedy kiedy miało mieć to miejsce. I jak to mówią na salonach: "I jestem wielce kontent z tego powodu".
"Grona Gniewu to przede wszystkim historia o rodzinie i ich perypetiach. Nie mamy tu jednak sielankowego opisu życia na farmie i codziennych trudności z tym związanych, lecz tragedię, której nie życzyłbym najgorszemu wrogowi. Oto bowiem okazuje się, że gospodarstwo Joadów (nazwisko naszych bohaterów) zostaje im odebrane przez bank, u którego zadłużyła rodzina, tak jak i wielu innych rolników w obliczu rewolucji agrarnej. Pracę, którą kiedyś wykonywało dziesięciu chłopa, teraz wykonuje jeden ciągnik, a praca gospodarzy okazuje się być mało opłacalna. Zatem Joadowie w obliczu niechybnej klęski ruszają wraz z innymi rodzinami do Kalifornii by tam poszukać pracy.
To co bardzo uderzyło mnie podczas lektury "Gron Gniewu" to przede wszystkim bezpardonowy styl autora. Nie kryje się on z przemyśleniami i jasno daje do zrozumienia co jaka postać myśli i jakie mogą być tego konsekwencje. Przedstawia nam rodzinę Joadów i ich towarzyszy niedoli: Toma, który właśnie powrócił z więzienia, Ala - wiecznego flirciarza i urodzonego mechanika, poczciwego Noah, wiecznie zaniepokojoną Rose of Sharon oraz jej małżonka Conniego, Stryjka Johna, który skrywa w sobie tajemnice sprzed lat, Jima Casy'ego - byłego pastora, który prowadzi swoją trzódkę, niesfornych Ruthie i Winfielda, którym wiecznie tylko brojenie w głowach, wiecznie narzekających dziadków, a także Ojca i Matkę, którzy swoją Miłością i opieką spajają całą tą kolorową gromadkę. Przedstawia nam ją i nie boi się rzucać im pod nogi coraz większe i trudniejsze do pokonania kłody. Przed Joadami daleka droga z Oklahomy do Kalifornii, naznaczona wieloma niebezpieczeństwami i trudnościami, a i upragniony cel okazuje się nie być wcale aż taki wspaniały jak o tym opowiadano. Krótko mówiąc: Joadów czeka nie lada g*wno do pokonania, a wraz z upływem czasu problemów nie ubywa.
Książka ma bardzo specyficzny, słodko-gorzki wydźwięk. Steinebeck opowiada o tych wszystkich okropnościach, które spotykają Joadów w taki sposób, że czytelnik pomimo łez na końcu nosa, nie jest w stanie przestać się uśmiechać. Jego barwny i wesoły sposób opisywania świata wprowadza tak optymistyczny nastrój, że nie sposób się nie cieszyć na kolejne przygody Joadów, nawet jeśli ich skutki będą w najlepszym razie opłakane. Co więcej, wtedy kiedy patos i groza mają wybrzmieć Steinbeck tak sprawnie zmienia narrację, że znaczenie tego co właśnie przeczytaliśmy uderza nas podwójnie, o ile nie potrójnie.
Budowa utworu jest również bardzo ciekawa. Przygody Joadów są poprzeplatane krótkimi rozdziałami, w których autor opisuje z pozoru nieważne rzeczy i wydarzenia, a które w końcowym rozrachunku stanowią największą wartość i tłumaczą czytelnikowi z jakimi trudami musieli się mierzyć mieszkańcy Stanów w okresie wielkiego kryzysu. Budowa tych rozdziałów jest bardzo intrygująca: wszystkiego jest DUŻO. Jak Steinbeck postanawia opisać zajazd przy drodze to robi to tak, że po przeczytaniu opisu jesteśmy w stanie pójść do architekta i opisać mu we wszystkich detalach jak ten zajazd wyglądał. Jeśli postanowi opisać proces sprzedaży samochodów i zawyżania ich cen to mamy kilkunastostronnicowy rozdział składający się tylko i wyłącznie z monologu sprzedawcy, który opisuje swój przeciętny dzień. A kiedy chce nam opowiedzieć o żółwiu przechodzącym przez ulicę to wierzcie mi, ciekawszej i dokładniejszej historii o tym jak żółw przechodzi przez ulicę już nigdy nie spotkacie. I pomimo tego, że na pierwszy rzut oka może wydawać się to nużące to wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie, to właśnie te rozdziały są najważniejsze w całej książce i mają wydźwięk mocno symboliczny.
To co może wielu czytelników (a początkowo również i mnie) rozczarować to zakończenie. Co prawda jest ono w punkt, ale kończy ono książkę w tak niespodziewany i niedokończony sposób, że ja po przeczytaniu tego siedziałem z dobre 10 minut i myślałem nad tym co będzie dalej i czy na pewno Steinbeck nie napisał aby kontynuacji "Gron Gniewu". Jednak po kilku dniach zrozumiałem, że przecież zakończenie to również jest bardzo symboliczne. Nie tylko ze względu na to jakie treści ze sobą niesie, ale również to, że tak naprawdę ta historia wcale się nie skończyła, a Joadowie dalej będą targani przez los i coraz bardziej gnębieni przez życie, a ten skromny wycinek ich przygód, jaki mieliśmy szansę obserwować jest tylko pokazem tego przez co ci biedacy muszą przechodzić. Tak jak mówiłem, symboliczne, i jakby nie patrzeć, dosyć przybijające.
O "Gronach Gniewu" można opowiadać długo i myślę, że niejedno można byłoby opowiedzieć jeszcze o tej książce, ale myślę, że podobnie jak Steinbeck i ja w pewnym momencie powinienem przerwać opowieść. Na zakończenie opowiem jeszcze tylko tyle, że naprawdę warto po tę książkę sięgnąć. W swoim czasie, ale warto. Choćby dla tej mieszanki skrajnych emocji, które Wam ta książka zaserwuje.
Jeśli spodobało Ci się co tu napisałem to zapraszam na mojego Instagrama po więcej recenzji I ciekawostek ze świata kultury, będę niezwykle wdzięczny za każdy rodzaj wsparcia :)
https://instagram.com/kulturiada?igshid=YzAwZjE1ZTI0Zg==